Od
spotkania z Louisem minął tydzień, tydzień bez żadnego telefonu, krótkiej
rozmowy, tydzień z jedną, jedyną wiadomość ‘wyjechałem
na parę dni, jak wrócę to się odezwę, Lou.’
Tak naprawdę zaczynałam zapominać
o nim. Wracałam do normalnego trybu życia, bez niego. To śmieszne jak
szybko, w przeciągu jednego wieczoru można do kogoś przywyknąć. Na szczęście, z
powodu bardzo krótkiej znajomości, nie brakowało mi aż tak bardzo Louisa. Było
znowu okej…
-poproszę
popcorn i duży napój – mężczyzna średniego wieku, z gęstym wąsem i szpakowatymi
włosami, podał mi pięć funtów. Kiwnęłam tylko głową, od razu podając jego
zamówienie. Praca w kinie może nigdy nie była moim marzeniem, ale trzeba za coś
żyć. Od jakiegoś czasu matka doznała jakieś szalonej wizji i stwierdziła, nie
będzie sponsorować moich używek. Nie wiem skąd do głowy jej przyszło, że jestem
alkoholiczką, nałogową palaczką i narkomankom, bo to przecież stek bzdur, ale
mimo wszystko przyjęłam nowe zasady w domu. Jeżeli chcę sobie coś kupić bez jej
zgody muszę sama na to zarobić. Dlatego właśnie tutaj jestem…
Kolejna
szczęśliwa para kupowała bilet na kolejną kiczowatą komedię romantyczną. Po co?
Nie rozumiałam tej sztucznej chęci faceta do obejrzenia filmu, w którym brak
jakiejkolwiek akcji. Wszystko ogranicza się do słodkich całusków i przytulasków
– aż można się porzygać tęczą.
Z
niechęcią odwróciłam od nich wzrok. To nie tak, że miałam coś do par, niech
sobie istnieją, ale do cholery nie muszą przychodzić do kina, publicznie
obściskiwać się, pokazując całemu światu to jacy są szczęśliwi. Moim zdaniem
każda para zakochanych powinna mieć zakaz wychodzenia z domu! Świat
zdecydowanie byłby piękniejszy.
-Milla, wychodzę na szlug time, zastąp mnie na
chwilkę – powiedziałam, do koleżanki stojącej na drugiej kasie. Grey była
wysoką, niesamowicie szczupłą brunetką, o pięknej, dziewczęcej twarzy,
niebieskich jak ocean oczach i łagodnym uśmiechu. Mężczyźni ustawiali się do
niej w kolejkach, tylko po to by dłużej na nią popatrzeć. Cóż, nie dziwiłam im
się. Milla to przepiękna dziewczyna, która mimo pracy w kinie przy stanowisku z
popcornem, wciąż stara się dostać na okładkę Vogue’a.
Niechętnie przeszłam przez pasaż handlowy, aby wjechać windą na otwarty parking samochodowy. Kilka minut i błogie uczucie, kiedy szary dym dostał się do moich płuc. Okej, w tym moja matka miała rację – lubię palić, to jedyna rzecz, która sprawia mi radość.
-Do
cholery Liam, pośpiesz się! – nie wiem czemu zwróciłam uwagę na krzyk
niezadowolonego chłopaka, który stał paręnaście metrów ode mnie, ale mimo tego,
że nie widziałam jego twarzy ten głos wydawał się znajomy.
-Stary,
palę?! – odwarknął drugi. Para chłopaków
zbliżała się w moim kierunku dosyć powoli. Jedyne co widziałam to dwa czarne
cienie i jedno pomarańczowe światełko; palący się papieros. Nie wiem czemu, ale
coś kazało mi czekać aż dojdą do mnie, ukazując swe twarze.
Powoli
zaciągnęłam się papierosem, aż nagle mój żołądek zwariował jakby tysiące motyli pojawiło się w środku, natomiast w gardle poczułam ogromną
lepką gulę, która uświadomiła mi, że wiem kto idzie.
Z mroku
wyłoniła się twarz osoby, którą chciałam zobaczyć, pomimo tego jak bardzo zaprzeczałam
w swojej głowie. Louis. Nie widział
mnie. Uśmiechał się szeroko, pociągając za ramię swojego towarzysza. Był taki
szczęśliwy, a zarazem taki inny. To
nie był Lou jakiego ja znam, ten przede mną był pewny siebie, zamknięty na to
co go otacza, jakby nie chciał widzieć żadnych ludzi oprócz swoich znajomych do
tego z daleka można było zobaczyć, że ma na sobie markowe ciuchy. Był taki wyobcowany,
z podniesioną głową jakby był pęczkiem świata.
Spuściłam
wzrok, nie było sensu nawet się odzywać. Papieros wygasł tak jak moja przerwa w
pracy. Szybko policzyłam do dziesięciu, powstrzymując natłok emocji, a
następnie wróciłam na swoje stanowisko.
Przepraszam. Nie mam zwyczaju
dawać rozdziały z miesięczną przerwą, ale kurde mam cholernie dużo obowiązków,
a ostatnio nawet nie miałam szczególnej weny do pisania. Jednak, chcę skończyć
tego bloga. Serio. Dlatego też śmiało mówię:
Do napisania.:)
Och, och, och! Kochana nawet nie wiesz jak bardzo stęskniłam się za tym blogiem. Dzisiaj chyba trochę krótko, albo to ja się tak bardzo wciągnęłam, że nie zauważam czasu. Mam nadzieje, że wena nie będzie Ci się tak szybko kończyć bo twoje opowiadanie jest naprawdę wciągające. Szkoda, że Lou nie zauważył Cassie bo już w pewnej chwili miałam natłok myśli w głowie co mogło by się wydarzyć.
OdpowiedzUsuńTwoją przerwę jak najbardziej rozumiem gdyż czasem zdarza się taka mała blokada lecz ja usilnie mam zamiar bronić Cię przednią, bo wiedz, że teraz gdy mam zdjęty gips to mogę trzymać aż dwa kciuki.
Mam wielką nadzieję, że nie zmarnujesz tego bloga jak je swoje wcześniejsze. Jeśli mogłabym Cię prosić to informuj mnie o nowych rozdziałach na GG: 49117241.
Mega buziole i uściski ;***
Kochana , opowiadanie jest świetne! Naprawdę :) Z niecierpliwością czekam na rozdział 4 :)
OdpowiedzUsuńWeny :*