Nie wiem
dlaczego tak bardzo przejmowałam się zachowaniem Louisa. Byliśmy tylko parą
znajomych, którzy przypadkowo się poznali i wyskoczyli na piwko. Takich
znajomości pewnie zawarł mnóstwo, a ja głupia i naiwna myślałam, że stanie się moim
najbliższym przyjacielem. Cholera. Jego widok z tym chłopakiem był dla szokiem,
nie wiem czego się spodziewałam, że będzie tylko i wyłącznie ze mną się
zadawał, że od razu po przyjeździe zadzwoni do mnie jak do najlepszej
przyjaciółki, spotka się ze mną, weźmie w objęcia i zostanie, wspierając mnie.
Ach… cholerna, moja bujna wyobraźnia.
Nigdy
nie miałam chłopaka, ale widok Lou z kimś innym był taki jakbym zobaczyła
swojego ex z nową dziewczyną, niby nic nie czujesz , a mimo to i tak
zazdrościsz i się wściekasz. Tak, zdecydowanie byłam zazdrosna, bo chciałam go
mieć dla siebie, chciałam żeby był powiernikiem tylko moich tajemnic. Chrzanić to. Facet po prostu o mnie zapomniał
i tyle.
-Cass,
to co zamykamy ten biznes? – zaśmiała się Milla, chowając przeliczone pieniądze
do kasy – nareszcie, jestem wyczerpana!
-Też
jestem wyczerpana, a obiecałam Vee że jeszcze do niej wpadnę po pracy. Cholera,
chyba to przełożę – odparłam, zamykając swoje stanowisko. Ostatni raz
spojrzałam na swoją towarzyszkę, pożegnałam się z nią i od razu ruszyłam w
kierunku parkingu, gdzie stało moje maleństwo.
Na
zegarku wybiła godzina dwunasta. Mimowolnie spojrzałam za siebie. Odkąd
skończyłam pięć lat co jakiś czas lubiłam obejrzeć sobie jakiś dobry,
przerażający horror, a potem gdy zbliżała się noc, a ja byłam gdzieś totalnie
sama moja wyobraźnia płatała figle. Właśnie teraz miałam dziwne wrażenie, że
ktoś mi się przygląda.
***
Głośna
muzyka, kilkanaście par tańczących na parkiecie, a dokładniej dziewczęta
kuszące swoimi ruchami, które mówiły tylko jedno: PRAGNIJ MNIE. Mężczyźni
oczarowani widokiem pań, niezdarnie ruszali się w rytm muzyki, zastanawiając
się jak przekonać towarzyszkę do opuszczenia lokum. Alkohol lejący się w barku
nie miał końca, barman z chytrym uśmieszkiem polecał nowe drinki jeszcze
bardziej upijając swoich klientów. Jedynym słowem impreza, która była jednym z
wielu dobrych pomysłów na spędzenie wolnego weekendu.
Przy
jednym ze stolików siedziała trójka znanych chłopców: Liam Payne, Zayn Malik i
Louis Tommlinson. Mieli spędzić ze sobą męski wieczór, zabawić się nieco w
niewiernych playboy’ów, jednak okazało się, że nie wszystkim odpowiadał ten
pomysł. Perrie wraz z Sophie pojawiły się nagle, przysiadając się do chłopaków
jednocześnie kończąc dobrą imprezę. No bo ileż można gapić się na zakochane
parki, które bezczelnie obściskują się przed tobą, zapominając o bożym świecie.
Właśnie w takiej sytuacji był Lou. Jego przyjaciele nie zważając na niego,
zajęli się swoimi partnerkami.
-Pójdę
po piwo czy coś – rzucił w tłum, wstając. Jego towarzysze nawet nie zwrócili na
niego uwagi.
Chłopak
wyszedł z lokalu i ruszył w kierunku parkingu, niestety tylko to pomieszczenie było
jeszcze otwarte w pasażu handlowym. Jego nogi same go prowadziły, nawet do
końca nie wiedział po co tam szedł. Mógł wrócić do klubu, poderwać jakoś
panienkę i się z nią zabawić, tyle że prawdopodobnie Perrie lub Sophie szybko
pobiegłby do Eleonor, a tego chciał uniknąć.
***
Jakiś
chłopak stał przy moim samochodzie, przyglądając się miastu nocą. Przez głowę,
przeszła mi myśl, że może jest samobójcą i chce skończyć z dachu pasażu
handlowego. Mimo wszystko nie bardzo miałabym ochotę włóczyć się po
komisariatach, tłumacząc że to tylko przypadek, że samobójca zabił się przy
moim samochodzie. Wolałam szczerze tego uniknąć.
-Hej,
nie skacz! Ułoży się jakoś. – krzyknęłam, mimowolnie uśmiechając się.
-Cassie!
Cześć, co tutaj robisz? – gdy się odwrócił nie uwierzyłam, że to właśnie on
stał tak blisko mnie, uśmiechając się tak szczerze. Lou. Mój Lou, ze swoim czarującym uśmieszkiem, z cudownym błyskiem w
oku.
-Właśnie
skończyłam pracę, a ty? Wydawało mi się, że widziałam cię wcześniej z jakimś
kolegą. Nie jesteś na imprezie? –
zapytałam, jednocześnie znając odpowiedź.
-Byłem,
ale troszkę mi się znudziło, a może… - podszedł do mnie spoglądając w moje oczy
– wiem, że to głupie i pewnie jesteś zmęczona, ale zwiedźmy Londyn.
-Przecież
mieszkasz tutaj, zwiedzasz go codziennie – odparłam zszokowana – chociaż, okej
– dodałam naprędce.
Nie
ważne o co konkretnie chodziło Louisowi, liczyło się to, że spędzimy ten czas
razem.
Wiedziałam już
wtedy, że to wszystko zmierzało w zupełnie innym kierunku niż chciałam. Stawał
się dla mnie kimś kogo nigdy nie miałam. Był
tym, z którym pragnęłam zwiedzać pasaż handlowy, Londyn i cały świat.
Przeznaczenie było
po naszej stronie. Wtedy miałam nadzieję, że tak pozostanie. Jednak byłam tylko głupią
nastoletnią idiotką, która się zakochała, a świat nie był dla nas łaskawy.
Księżyc
wysoko święcił, wspomagając oświetlenie londyńskich ulic. Letni wiatr koił
zmysły, pieszcząc nasze ciała. Jednak najbardziej poruszającym widokiem było
uśpione miasto położone przy rzece. Razem z Louisem przyglądaliśmy mu się, siedząc
po drugiej stronie Tamizy.
-Mieszkam
w Londynie już tyle lat, ale nigdy tutaj nie byłem – szepnął chłopak,
rozglądając się dookoła. Mały lasek rozciągał się tuż za nami. Był jedną z
licznych atrakcji, które można było zobaczyć idąc tą alejką.
-Kiedyś,
gdy byłam mała chodziłam tutaj co niedzielę z tatą. Oglądaliśmy płynące statki,
a ja marzyłam, że kiedyś będę na jednym z nich. Ucieknę stąd – mimowolnie tym
zdaniem doprowadziłam do tego, że wspomnienie ojca rozpychało się w mojej
głowie.
-Jednak
jesteś tutaj – odparł Lou, jakby starając się wyciągnąć ode mnie coś więcej.
-Bo on
uciekł. Zabił się – ucięłam. Szybkim gestem starałam pojawiające się łzy w
kącikach oczu.
***
Noc
spowiła cały Londyn. Nieliczni imprezowicze szukali otwartych lokali gdzieś na
rynku, krzycząc i wygłupiając się przy tym jak przystało na pijanych ludzi.
Jednak Londyn już zasypiał tak jak ta dwójka. Cass z zamkniętym oczami siedziała
wtulona w męską pierś, wdychając perfumy swojego towarzysza. Tommlinson z
jakiegoś powodu pozwolił wejść do swojego życia uroczej brunetce, nie do końca
wiedząc co z tego wyniknie. Pozwolił jej zaufać tymczasem ukrywał przed nią
niemal wszystkie swoje tajemnice.
-Może
chodźmy stąd, bo zasypiasz – zaproponował.
-Masz
racje, chodźmy.
No i mamy kolejny rozdział. Nie wiem co o nim sądzić. Nie za bardzo mi się podoba, ale z drugiej strony pisałam go wczoraj bardzo późno w nocy, więc czegoż się spodziewać. No nic, następny mam nadzieję będzie lepszy.
Do napisania.
Blog został pomyslnie dodany do Ministerstwa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Jesse xx
[ministerstwo-ff-o-one-direction]
Rozdział wspaniały, zresztą jak każde inne. Cieszę się, że Lou jednak nie okazał się samobójca i, że wyszli na ten jakże romantyczny spacer wzdłuż ulic Londynu.
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetny rozdział.
Buziaki ;**