poniedziałek, 9 grudnia 2013

Rozdział czwarty.

Inspiracja




Nie wiem dlaczego tak bardzo przejmowałam się zachowaniem Louisa. Byliśmy tylko parą znajomych, którzy przypadkowo się poznali i wyskoczyli na piwko. Takich znajomości pewnie zawarł mnóstwo, a ja głupia i naiwna myślałam, że stanie się moim najbliższym przyjacielem. Cholera. Jego widok z tym chłopakiem był dla szokiem, nie wiem czego się spodziewałam, że będzie tylko i wyłącznie ze mną się zadawał, że od razu po przyjeździe zadzwoni do mnie jak do najlepszej przyjaciółki, spotka się ze mną, weźmie w objęcia i zostanie, wspierając mnie. Ach… cholerna, moja bujna wyobraźnia.
Nigdy nie miałam chłopaka, ale widok Lou z kimś innym był taki jakbym zobaczyła swojego ex z nową dziewczyną, niby nic nie czujesz , a mimo to i tak zazdrościsz i się wściekasz. Tak, zdecydowanie byłam zazdrosna, bo chciałam go mieć dla siebie, chciałam żeby był powiernikiem tylko moich tajemnic. Chrzanić to. Facet po prostu o mnie zapomniał i tyle.
-Cass, to co zamykamy ten biznes? – zaśmiała się Milla, chowając przeliczone pieniądze do kasy – nareszcie, jestem wyczerpana!
-Też jestem wyczerpana, a obiecałam Vee że jeszcze do niej wpadnę po pracy. Cholera, chyba to przełożę – odparłam, zamykając swoje stanowisko. Ostatni raz spojrzałam na swoją towarzyszkę, pożegnałam się z nią i od razu ruszyłam w kierunku parkingu, gdzie stało moje maleństwo.
Na zegarku wybiła godzina dwunasta. Mimowolnie spojrzałam za siebie. Odkąd skończyłam pięć lat co jakiś czas lubiłam obejrzeć sobie jakiś dobry, przerażający horror, a potem gdy zbliżała się noc, a ja byłam gdzieś totalnie sama moja wyobraźnia płatała figle. Właśnie teraz miałam dziwne wrażenie, że ktoś mi się przygląda.  
                                                                                                           
***
Głośna muzyka, kilkanaście par tańczących na parkiecie, a dokładniej dziewczęta kuszące swoimi ruchami, które mówiły tylko jedno: PRAGNIJ MNIE. Mężczyźni oczarowani widokiem pań, niezdarnie ruszali się w rytm muzyki, zastanawiając się jak przekonać towarzyszkę do opuszczenia lokum. Alkohol lejący się w barku nie miał końca, barman z chytrym uśmieszkiem polecał nowe drinki jeszcze bardziej upijając swoich klientów. Jedynym słowem impreza, która była jednym z wielu dobrych pomysłów na spędzenie wolnego weekendu.
Przy jednym ze stolików siedziała trójka znanych chłopców: Liam Payne, Zayn Malik i Louis Tommlinson. Mieli spędzić ze sobą męski wieczór, zabawić się nieco w niewiernych playboy’ów, jednak okazało się, że nie wszystkim odpowiadał ten pomysł. Perrie wraz z Sophie pojawiły się nagle, przysiadając się do chłopaków jednocześnie kończąc dobrą imprezę. No bo ileż można gapić się na zakochane parki, które bezczelnie obściskują się przed tobą, zapominając o bożym świecie. Właśnie w takiej sytuacji był Lou. Jego przyjaciele nie zważając na niego, zajęli się swoimi partnerkami.
-Pójdę po piwo czy coś – rzucił w tłum, wstając. Jego towarzysze nawet nie zwrócili na niego uwagi.
Chłopak wyszedł z lokalu i ruszył w kierunku parkingu, niestety tylko to pomieszczenie było jeszcze otwarte w pasażu handlowym. Jego nogi same go prowadziły, nawet do końca nie wiedział po co tam szedł. Mógł wrócić do klubu, poderwać jakoś panienkę i się z nią zabawić, tyle że prawdopodobnie Perrie lub Sophie szybko pobiegłby do Eleonor, a tego chciał uniknąć.
***

Jakiś chłopak stał przy moim samochodzie, przyglądając się miastu nocą. Przez głowę, przeszła mi myśl, że może jest samobójcą i chce skończyć z dachu pasażu handlowego. Mimo wszystko nie bardzo miałabym ochotę włóczyć się po komisariatach, tłumacząc że to tylko przypadek, że samobójca zabił się przy moim samochodzie. Wolałam szczerze tego uniknąć.
-Hej, nie skacz! Ułoży się jakoś. – krzyknęłam, mimowolnie uśmiechając się.
-Cassie! Cześć, co tutaj robisz? – gdy się odwrócił nie uwierzyłam, że to właśnie on stał tak blisko mnie, uśmiechając się tak szczerze. Lou. Mój Lou, ze swoim czarującym uśmieszkiem, z cudownym błyskiem w oku.
-Właśnie skończyłam pracę, a ty? Wydawało mi się, że widziałam cię wcześniej z jakimś kolegą.  Nie jesteś na imprezie? – zapytałam, jednocześnie znając odpowiedź.
-Byłem, ale troszkę mi się znudziło, a może… - podszedł do mnie spoglądając w moje oczy – wiem, że to głupie i pewnie jesteś zmęczona, ale zwiedźmy Londyn.
-Przecież mieszkasz tutaj, zwiedzasz go codziennie – odparłam zszokowana – chociaż, okej – dodałam naprędce.
Nie ważne o co konkretnie chodziło Louisowi, liczyło się to, że spędzimy ten czas razem.
Wiedziałam już wtedy, że to wszystko zmierzało w zupełnie innym kierunku niż chciałam. Stawał się dla mnie kimś kogo nigdy nie miałam. Był  tym, z którym pragnęłam zwiedzać pasaż handlowy, Londyn i cały świat.
Przeznaczenie było po naszej stronie. Wtedy miałam nadzieję, że tak  pozostanie. Jednak byłam tylko głupią nastoletnią idiotką, która się zakochała, a świat nie był dla nas łaskawy.
Księżyc wysoko święcił, wspomagając oświetlenie londyńskich ulic. Letni wiatr koił zmysły, pieszcząc nasze ciała. Jednak najbardziej poruszającym widokiem było uśpione miasto położone przy rzece. Razem z Louisem przyglądaliśmy mu się, siedząc po drugiej stronie Tamizy.
-Mieszkam w Londynie już tyle lat, ale nigdy tutaj nie byłem – szepnął chłopak, rozglądając się dookoła. Mały lasek rozciągał się tuż za nami. Był jedną z licznych atrakcji, które można było zobaczyć idąc tą alejką.
-Kiedyś, gdy byłam mała chodziłam tutaj co niedzielę z tatą. Oglądaliśmy płynące statki, a ja marzyłam, że kiedyś będę na jednym z nich. Ucieknę stąd – mimowolnie tym zdaniem doprowadziłam do tego, że wspomnienie ojca rozpychało się w mojej głowie.
-Jednak jesteś tutaj – odparł Lou, jakby starając się wyciągnąć ode mnie coś więcej.
-Bo on uciekł. Zabił się – ucięłam. Szybkim gestem starałam pojawiające się łzy w kącikach oczu.

***
Noc spowiła cały Londyn. Nieliczni imprezowicze szukali otwartych lokali gdzieś na rynku, krzycząc i wygłupiając się przy tym jak przystało na pijanych ludzi. Jednak Londyn już zasypiał tak jak ta dwójka. Cass z zamkniętym oczami siedziała wtulona w męską pierś, wdychając perfumy swojego towarzysza. Tommlinson z jakiegoś powodu pozwolił wejść do swojego życia uroczej brunetce, nie do końca wiedząc co z tego wyniknie. Pozwolił jej zaufać tymczasem ukrywał przed nią niemal wszystkie swoje tajemnice.
-Może chodźmy stąd, bo zasypiasz – zaproponował.
-Masz racje, chodźmy. 


No i mamy kolejny rozdział. Nie wiem co o nim sądzić. Nie za bardzo mi się podoba, ale z drugiej strony pisałam go wczoraj bardzo późno w nocy, więc czegoż się spodziewać. No nic, następny mam nadzieję będzie lepszy. 
Do napisania. 

2 komentarze:

  1. Blog został pomyslnie dodany do Ministerstwa.
    Pozdrawiam,
    Jesse xx
    [ministerstwo-ff-o-one-direction]

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział wspaniały, zresztą jak każde inne. Cieszę się, że Lou jednak nie okazał się samobójca i, że wyszli na ten jakże romantyczny spacer wzdłuż ulic Londynu.
    Naprawdę świetny rozdział.
    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń