wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział siódmy.

Hej.
Właśnie zaczęły mi się ferie. Mam nadzieję, że poświęcę więcej czasu na bloga, a teraz zostawiam Was z tym. Sama nie wiem co o tym myśleć - takie sobie.
Do napisania.

Inspiracja.




Wybiegłam bez słowa. Nie chciałam widzieć nikogo. Tych cholernych, rozwrzeszczanych fanek, Eve, Lou. Nikogo. Nie chciałam słyszeć ani jednego dźwięku ich przeklętych piosenek. Pragnęłam tylko jednego – znaleźć się w domu i umrzeć. Nie wiem czego oczekiwałam. Nie wiem czemu aż tak mnie to ruszyło, rozumiałam go. Nie wiedziałam o tym pieprzonym zespole, bo ma gównianą, popową sieczkę, a nie prawdziwe piosenki. Jednak to właśnie w jednym z członków takiej papki się zakochałam. Tak, kochałam go. Nie wiem dlaczego. Znaliśmy się tak krótko, ale coś we mnie mówiło, że to ten jedyny, wyjątkowy. Bolało mnie to, że jest jednym z n i c h. Wkurzało to, że ma wszystko, denerwowali mnie jego fani. Był kimś kogo normalnie bym wyśmiewała, a teraz co? Płaczę przez kogoś takiego. Och, czemu nie mógł być bardziej rzeczywisty! Do tego byłam jego chwilową zabawką. Tacy ludzie nie spotykają się z takimi jak ja. Od tego są modelki, aktorki i inne piosenkarki. Przykładowo Shakira jest z Pique! To logiczne. Ona jest sławna i on. Ona ma pieniądze i on. Natomiast ja… FUCK!
-Poproszę wódkę – warknęłam, podchodząc do lady osiedlowego sklepiku.
-Jaką? – zapytała, młoda kobieta, z spiętymi, czarnymi włosami. Jej niski głos był drażniący, a zarazem taki zaspany.
-Najtańszą i największą – syknęłam, nawet nie spoglądając na nią. Była taka jak ja, nijaka. Szara. Lou za to był tak cholernie barwny, wyjątkowy.
Ekspedientka podała mi butelkę, a ja bez słowa jej zapłaciłam. Wiem, że nie była niczemu winna, ale w tym momencie tak bardzo nienawidziłam całego świata. Przez chwilę chciałam zadzwonić do Vee, rozpłakać się jej w ramie, powyklinać na Lou i upić się do nieprzytomności. Jednak nie mogłam tego zrobić. Rudowłosa tak naprawdę nie wiedziała o tym co między nami było, jak bliski stał się dla mnie, a teraz nie chciałam tego przechodzić, nie chciałam przy niej wspominać każdej, nawet najmniejszej chwili spędzonej z Louisem. Poza tym, przecież nie mogłam jej powiedzieć, że jest tym kim jest! Wiesz Vee, on jest chujem, bo gra w boysbandzie i to jakim! W One Direction, znanym na całym świecie! – Chryste, jak to brzmi! Nie, nie mogłam.

Nawet nie wiem kiedy stanęłam przed drzwiami swojego domu. Jak dobrze, że matka dzisiaj wyjechała na parę dni na jakoś wycieczkę. Nikt teraz nie będzie truł mi o tym jak jestem nieodpowiedzialna. Mogę w spokoju uchlać się do nieprzytomności, rzygać dalej niż widzę i zapomnieć, chociaż przez chwilę o nim. Nawet dobrze nie ściągnęłam butów, a już otworzyłam butelkę. Bez zbędnych ceregieli przechyliłam ją, a okropny smak dotarł do mojego przełyku. Od razu zrobiło mi się niedobrze – wódka była okropna. Niechętnie przeszłam do salonu, rzucając kurtkę na fotel. Postawiłam butelkę na stoliku, jednocześnie włączając na telewizorze kanał z jakoś rockową muzyką. Przy przyjemnym stukocie perkusji przeszłam do kuchni poszukując zapity. Może i chciałam się upić, ale mimo wszystko chciałabym to zrobić z należytym szacunkiem. Pierwszy był bez soku, reszty jednak tak nie przetrwam. Wyciągnęłam pierwszy lepszy napój i wróciłam do pokoju. Od razu chwyciłam butelkę ponownie przechylając ją przy ustach. Teraz było już lepiej, powoli zaczęło szumieć, powoli przestałam o nim myśleć.

Kolejny łyk, kolejny zawrót głowy, kolejna łza. Upijanie się może do końca nie było najlepszym pomysłem, świat wirował mi okropnie, a w głowie i tak ciągle był – mniej, ale jednak. Z niechęcią wstałam do łazienki, kiedy nagle rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Z całkowitym brakiem gracji, chęci i totalnym niesmakiem weszłam do przedpokoju, uchylając  powoli drzwi.
-Czego ? – warknęłam, a dopiero potem doszło do mnie, że tam stał on.
-Mogę wejść ? –zapytał. Nie wiem czemu uchyliłam mu drzwi. Bez słowa przeszłam do salonu, siadając ponownie przed wódką.
-Widzisz!? To jest porządna muzyka – kiwnęłam głową w stronę telewizora i ponownie przechyliłam butelkę.
-Jesteś zalana.
-A ty jesteś dupkiem. Jakie to ma znaczenie dla tego wielkiego świata, żadne. Twoje fanki cię kochają, a ja jestem tylko…
-Skończ. Jesteś dla mnie ważna.
-Napij się ze mną – podałam mu butelkę, nawet nie spoglądając na niego.

Nie wiem kiedy skończył się alkohol. Było mi już wszystko jedno. Nogi uginały się pod ciężarem mojego ciała, powieki bezwiednie  opadały, a mózg już dawno poszedł spać. Nie wiem jak to się stało, że usiadłam tak blisko Lou. Nie poczułam kiedy jego dłoń zaczęła powoli dotykać moje ciało, kiedy jego usta całowały mój kark. Wszystko było tak oddalone ode mnie. Odniosłam wrażenie jakbym wyszła z własnego ciała i stanęła obok. Nie czułam nic. Widziałam tylko jak mnie dotykał, jak odwzajemniałam jego gesty. Zrzuciłam z niego koszulę, całując jego tors. Nie był mi dłużny. Po chwili oboje byliśmy nadzy i spragnieni swojej obecności. Oboje chcieliśmy się pieprzyć.

Słońce tak strasznie raziło w oczy, trawa za oknem głośno rosła, a moja głowa pulsowała jak szalona, rozsadzając od środka mój mózg. Ból, niewyobrażalny ból połączony z suchym jak pustynia gardłem i ten brzuch. Było mi tak strasznie niedobrze. Niemiałam siły, żeby wstać a jednocześnie pełen pęcherz zmuszał mnie do tego.
-nigdy więcej nie piję – szepnęłam, zachrypniętym głosem. Delikatnie podniosłam się z łóżka, otwierając oczy. O dziwo znajdowałam się w swoim łóżku, a nie tak jak się spodziewałam w salonie. Zrzuciłam kołdrę z siebie i przeżyłam kolejny szok. Byłam naga, całkowicie! Automatycznie spojrzałam na łóżko, szukając winnego, jednak nikogo tam nie było. Szybko narzuciłam na siebie ubranie i wtedy usłyszałam ten trzask. KTOŚ BYŁ W MOJEJ KUCHNI!

1 komentarz: