Szczerze powiedziawszy to nie miał być koniec, ale jakoś nie wiedziałam w jaki inny sposób można byłoby zakończyć tą historię. Bardzo się cieszę, że to koniec, bo coraz trudniej pisało mi się o Louisie. Teraz zastanawiam się tylko co dalej. Mam zamiar w najbliższym tygodniu (może w dwóch) napisać prolog nowego opowiadania (będzie na pewno na tej stronie, bo nie chcę mi się wymyślać kolejnego adresu i zaśmiecać internetu) i szczerze powiedziawszy jeszcze nie wiem o czym będzie bo mam kilka pomysłów, bardzo różnych, więc nie wiem. Jak się prolog pojawi to zobaczycie. Ba dum tsss...
Do następnego.
Do następnego.
Czasami
zastanawiamy się jaki jest sens naszego życia. Szukamy pasji, motywacji do
działania i ludzi. Tak, ludzie w naszym życiu są istotni. Jedni są tylko
przechodniami, których mijamy idąc przez miasto, inni natomiast zatrzymują się
na dłużej w naszym życiu. Cassie była taką osobą, którą chciałem zatrzymać,
naprawdę. Myślałem, że jest tą wyjątkową, chciałem żeby tak było. Kochałem ją,
jej promienny uśmiech, kilka, uroczych piegów, które mieniły się w promieniach
słońca doprowadzały mnie do zachwytu. Natomiast jej oczy… jej oczy były jak
otwarta księga, pokazywały mi jak bardzo w nas wierzyła, jak wiele dla nas
poświęcała, a teraz…
-Hej Lou, w końcu jesteś! – Harry uśmiechnął się – gadałem z Eleonor, ale nie wiedziała gdzie jesteś.
-Hej Lou, w końcu jesteś! – Harry uśmiechnął się – gadałem z Eleonor, ale nie wiedziała gdzie jesteś.
-Jestem tu – odparłem, wymijająco.
Trasa
koncertowa. Trzy miesiące poza granicami Anglii, tylko ja i zespół. Trzy
miesiące pozwalające na zastanowienie się nad sobą, nad życiem. Musiałem tak
wiele przemyśleć. Jeżeli Cassie jest tą jedyną, oznaczałoby to, że muszę
poinformować cały świat o tym, że miałem romans, że zdradzałem El, a do tego
ona musiałaby się dowiedzieć o naszym zerwaniu. Jednak co jeżeli Cass to tylko
chwilowa fascynacja? Co jeżeli zauroczyła mnie tym, że nie wiedziała nic o One
Direction? Co jeżeli to już mija, może kocham Eleonor? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi.
-Louis,
nie wiem czy wszystko jest okej, ale byłbym wdzięczny gdybyś odebrał albo
wyłączył telefon!
Powoli
dochodziły do mnie słowa Harry’ego, a wraz z nimi, do mych uszu doleciała
głośna melodyjka wybrana na sygnał dzwonka. Niechętnie zerknąłem na wyświetlacz
– jedenaście połączeń nieodebranych od Cass i jedno od Eleonor.
-Kim
jest Cassie? – to pytanie Stylesa było zadziwiające. Nie wiedziałem co miałem
powiedzieć, to spojrzenie, którym mnie obdarzył, jego przeszywający wzrok,
zmusił mnie do wyznania prawdy, do opowiedzenia mu tych kilku tygodni
spędzonych z rudowłosą.
-Kochasz
ją? – kolejne, cholernie trudne pytanie.
-Nie wiem,
chyba – odparłem, na tyle cicho by reszta chłopaków nic nie usłyszała.
Siedzieliśmy już wszyscy w naszym autobusie. Rozejrzałem się po nich. Niall z
uśmiechem słuchał jakiś popowych pioseneczek, Zayn ze skupieniem szkicował coś
na kolanie, a Liam czytał książkę. Oni nie mieli takich problemów, byli
szczęśliwi.
-Gdybyś
ją kochał to byś to wiedział na sto procent. Była tylko fantazją, a teraz
trzeba wrócić do normalnego życia. Oddaj telefon!
-Po
co ci? – spojrzałem na niego jak na debila, jednak jego wymowne spojrzenie,
jego zacięta mina, spowodowała, że oddałem mu telefon. Ten zręcznie otworzył
tylnią klapę, wyciągnął kartę SIM i bezwzględnie ją połamał.
-Zadzwonię
do Eleonor i powiem, że przez przypadek zalałem ci telefon, a karty nie dało
się uratować –odparł, jakby już dawno wszystko zaplanował, był opanowany jakby
to nic, że zdradzałem, że okłamywałem – co do tej dziewczyny – kiwnął na kartę –
zapomnij. Jednorazowa przygoda.
Wstał i bez słowa przesiadł się, w międzyczasie zakładając słuchawki na uszy. Dla niego to była zakończona historia, a ja po prostu byłem pusty.
Wstał i bez słowa przesiadł się, w międzyczasie zakładając słuchawki na uszy. Dla niego to była zakończona historia, a ja po prostu byłem pusty.
Tłum
wrzeszczących nastolatek, miliony kartek z wyznaniami miłości, koszulki z naszymi
podobiznami, na każdej z dziewcząt i łzy, nieoderwalny atrybut każdej fanki
będącej na stadionie. Jeszcze kilka sekund dzielące nas od nich, jeszcze chwila
do koncertu. Niechętnie spojrzałem w lustro i klepnąłem się parę razy w
policzek – musiałem się obudzić, otrzeźwieć.
-Louis,
wszystko okej? – Liam przyglądał mi się z pewną dozą troski.
-Okej
– odparłem, starając się wymusić uśmiech. Pewnie nie wystarczyłoby mu to, gdyby
nie fakt, że właśnie zaczęła się nasza piosenka, nasze show.
9 miesięcy
później
Rude kosmyki włosów przyklejały
się do spoconego czoła, zielone oczy z wyczekiwaniem wpatrywały się w drzwi,
jej blade dłonie kurczowo trzymały się jego. Marcel z radośnie przyglądał się
Cass, przez dziewięć miesięcy oglądał jak się zmieniała, jak jej brzuch się zaokrąglał,
jak tworzyło się nowe życie, a dzisiaj był dzień kulminacyjny, dzisiaj ich
dziecko wyszło na świat. Nie Louisa, ale jego. To Marcel chciał być ojcem,
przyjacielem i mężem. To on kochał nad życie rudowłosą dziewczynę, leżącą na
szpitalnym łóżku. Była wycieńczona, spocona, a zarazem tak bardzo piękna.
-Jesteś pewny, że chcesz dać jej
swoje nazwisko? – zapytała po raz kolejny. Był pewny, nie musiał jej zapewniać
o swoich uczuciach, o tym, że chce z nimi spędzić całe życie, ona o tym
wiedziała. To pytanie miało dać możliwość ucieczki dla niego, dla niej.
-Wiesz, że tak. Kocham Ciebie i…
- nagle drzwi się otworzyły. Nie zdążył dokończyć zdania, ponieważ zaniemówił.
Właśnie się zakochał.
-To jest państwa córeczka, proszę
się nią nacieszyć – powiedziała pielęgniarka, podnosząc małego berbecia i
kładąc ją w ramiona Cass.
-Poppy – rudowłosa wyszeptała
wpatrzona w dziewczyneczkę.
-Dobrze wiesz, że kocham ciebie i
Poppy. Mam nadzieję, że też mnie kiedyś pokochasz – szepnął chłopak, całując
obie w czoło.
Nie wierzę! Myślałam, że jednak będą razem... Ale przynajmniej nikogo nie uśmierciłaś :) Czekam na kolejne opowiadanie!
OdpowiedzUsuńZakończenie jest inne i to mi się podoba choć szkoda że nie byli razem
OdpowiedzUsuń